Po bólach, z fartem i ogólnie w podejrzanym stylu udało się nareszcie coś wygrać. Ale innym razem to może nie wystarczyć nawet na punkcik.
Najsprytniej to zrobili Daniel Syta i Norek. Spakowali się w busa i pojechali gdzieś nad morze na Mistrzostwa Świata Kucharzy, Mleczarzy, Norków i Danieli (możliwe nieścisłości w nazwie imprezy) w Piłce Nożnej. Oni tam sobie piłeczka, nafta, panienki, piweczko a tutaj trzeba było zapieprzać! Ale możecie chłopy wracać spokojnie, poradzilim sobie!
Plan był taki, że skoro w Wisznicach mają akurat dożynki wojewódzkie, to kolesie wpadną na chwilę, pokręcą się po stadionie dla przyzwoitości i pojadą dalej balować. Albo przyślą samych małoletnich. My byśmy tak zrobili, co? ALE ONI NIE! ALE, CHOLERCIA, NIE! Z Wisznic przyjechała fajna drużynka, w której każdy coś tam kopie, z boku podpowiada trener z pojęciem, naprawdę ogarnięte towarzystwo.
No to gramy! Pepa - Kopeć, Buny, Kowboj, Zięba - Mentos, Tofel, Michałek, Czapla, Bata - Lecho. Ja tak te kreski stawiam podając skład, że niby rozdzielam formacje, że niby jakaś myśl taktyczna jest... Akurat... My po prostu niechcący gramy futbol totalny!
Na początku obie drużyny bardziej uważały z tyłu niż z przodu, w środku pola było gęstawo. Mecz bardzo wyrównany. Mieliśmy dwa szansiki: raz Lecho głową trafił w poprzeczkę i piłka spadła bardzo blisko linii bramkowej, drugi raz Mateusz zagrał Michałowi piłkę "cud-miód i orzeszki". Tofelek chciał przylutować tak "z orkiestrą", ale poszło nad poprzeczką. Z tyłu chłopaki jakoś tam ogarniali, a Pepa to normalnie jak prawdziwy bramkarz!
A po przerwie się popsuło. Goście nas zepchnęli, cały czas piłka latała u nas po 20 metrze. Po strzale z daleka trafili w poprzeczkę, raz niesamowicie obronił Przemek, wyglądało to niewesoło. Najbardziej dziwiło mnie, że łatwo oddajemy środek pola. Każdy koleś z Wisznic który dostawał piłkę w środku miał czas, żeby przyjąć i się rozejrzeć. Zero presji. Trochę to słabo szło... Ale nagle chitrze zadziałał Prezes! Zdjął Lecha a na czub wysłał Batę, Widać było, że Bartek od rana źle się czuje w tłoku a i samemu nie najlepiej, a tam mógł pohasać. Nasz kontry coraz bardziej zaczęły wyglądać. Po jednej z nich Tofelek zagrał prostopadłą do Baty, ten nie kombinował tylko walnął po długim i 1:0. Potem jeszcze było trochę emocji, można było dodać drugą, można było stracić pierwszą, ale się szczęśliwie skończyło.
Ogólnie to był taki mecz na remis, ale szczęście było przy nas. Na plus Pepa, Bunny, Tofel, Bata i zmiennicy. Reszta w swojej normie tylko jakoś tak wolno. Na Turze Rogi wystarczy, ale jak przyjedzie jakaś poważniejsza klientela to wcale nie będzie różowo.
Takie pytanie od czapy: trenujemy coś? Może nie zaszkodzi jakieś stałe fragmenty zrobić?
Aha, Chłopaki nad tym morzem zostali Wicemistrzami Świata. Gratulujemy! Jesteśmy z Was dumni. Nora, a rękawice z powrotem przywiozłeś?